💫 Iskra № 266: Nie daj się sprowokować
- Emilia Dąbrowska

- 23 wrz
- 3 minut(y) czytania
Prowokacja jest jak rzucone w nas ziarno, które zaczyna kiełkować tylko wtedy, gdy znajdzie w nas podatny grunt. W języku psychologii mówi się, że prowokowanie to świadome lub nieświadome wywoływanie w drugiej osobie reakcji emocjonalnej – najczęściej gniewu, frustracji lub poczucia winy. Badania pokazują, że nasz mózg, zwłaszcza ciało migdałowate odpowiedzialne za emocje, reaguje na takie bodźce szybciej niż kora przedczołowa, czyli część odpowiadająca za racjonalną ocenę sytuacji. To dlatego w chwili konfrontacji tak łatwo o wybuch, a tak trudno o spokój.
W przestrzeni codzienności spotykamy prowokacje różnego rodzaju. Bywają one jak gwałtowne podmuchy wiatru – nagłe, nieoczekiwane, kierowane przez obcych ludzi, którzy ledwie nas mijają w życiu. Wystarczy spojrzenie, ironiczny komentarz, uszczypliwa uwaga, byśmy poczuły w sobie iskrę gniewu. W takich sytuacjach dystans i oddech bywają najskuteczniejszymi narzędziami. To moment, kiedy możemy wyobrazić sobie, że ktoś próbuje wręczyć nam gorący, niebezpieczny przedmiot. Przyjęcie go oznacza poparzenie, odrzucenie – ochronę. Wybór należy do nas.
Trudniej jest wtedy, gdy prowokacja płynie ze strony osób bliskich. To właśnie oni znają nasze bolesne punkty i potrafią uderzyć w nie z chirurgiczną precyzją. W takich chwilach to, co się w nas rodzi, nie jest już tylko gniewem – bywa bólem, odrętwieniem, poczuciem bezradności. Prowokacja ze strony rodzica, partnera czy przełożonego to szczególna próba sił, bo nie dotyka naszej powierzchni, ale rdzenia, naszych wspomnień i wrażliwości. A jednak – nawet wtedy – to my decydujemy, czy oddamy władzę nad sobą, czy pozwolimy, by druga osoba kształtowała nasze emocje jak plastelinę.
Psychologia podpowiada tu kilka ścieżek. Jedną z nich jest praktyka samoregulacji, która polega na tym, by w chwili silnych emocji świadomie przenieść uwagę z bodźca na siebie: na oddech, na rozluźnienie ramion, na zauważenie, co dokładnie dzieje się w ciele. To nic innego jak tworzenie przestrzeni pomiędzy impulsem a reakcją. W badaniach nad odpornością psychiczną nazywa się to „mikrosekundą wolności” – momentem, w którym decydujemy, czy damy się ponieść fali, czy spróbujemy na niej utrzymać równowagę.
Innym narzędziem jest świadomość, że prowokacja mówi więcej o prowokującym niż o prowokowanym. Człowiek, który ucieka się do złośliwości czy manipulacji, często w rzeczywistości mierzy się z własną bezsilnością, a próba wywołania w nas reakcji jest jego nieporadnym sposobem odzyskania kontroli. To perspektywa, która nie odbiera bólu, ale pozwala przesunąć ciężar – zobaczyć, że to nie my jesteśmy problemem, lecz sposób, w jaki ktoś radzi sobie ze swoim światem.
To, co możemy ćwiczyć, przypomina trochę trening sportów walki. Na macie uczymy się ruchów w spokoju, z partnerem, który nie chce nas skrzywdzić. Ale dopiero prawdziwa walka sprawdza, czy ciało pamięta i czy umysł nie zastyga. Tak samo w relacjach – możemy ćwiczyć neutralne odpowiedzi, stawianie granic, praktykowanie uważności. Jednak kiedy przychodzi konfrontacja, emocje nabierają mocy. Dlatego tak ważne jest, by ćwiczyć regularnie, nawet „na sucho”: krótkie chwile zatrzymania, obserwowanie swoich myśli, świadome wybieranie reakcji w drobnych codziennych sytuacjach.
Nie chodzi tu o to, by przekrzyczeć drugą osobę czy milczeniem udowodnić przewagę. Cisza może być siłą, ale jeśli jest tylko ucieczką – zostawia w nas osad. Krzyk może dać chwilową ulgę, ale zburzy mosty, których może już nie odbudujemy. Rozwiązaniem bywa spokojne nazwanie tego, co się dzieje: „Słyszę twoje słowa i czuję, że próbujesz mnie sprowokować. Nie chcę w to wchodzić”. To zdanie nie jest tarczą z tytanu, ale raczej sprężystą gałęzią, która ugina się pod naporem, a jednak nie łamie.
W obliczu prowokacji najcenniejsze staje się poczucie wewnętrznej spójności. To ono pozwala odbijać niestrawne dania, którymi ktoś próbuje nas nakarmić, i pozostawiać prowokatora sam na sam z jego własnym głodem. Kiedy uczymy się, że spokój nie oznacza słabości, ale mądrość wyboru, zaczynamy coraz wyraźniej dostrzegać, że prawdziwa siła nie leży w tym, by wygrać spór, lecz w tym, by nie pozwolić innym decydować o naszym świecie wewnętrznym.
Może więc każda prowokacja jest nie tyle zagrożeniem, ile zaproszeniem do treningu. Do odkrywania, gdzie w nas wciąż są rany, które łatwo zranić, a gdzie już mamy blizny, twarde, ale spokojne. To nie znaczy, że przestaniemy czuć – wręcz przeciwnie. Oznacza, że będziemy czuły w pełni, ale nie damy się przez to uczucie pochłonąć. A puentą niech będzie myśl, że prawdziwa wolność zaczyna się między innymi wtedy, gdy rozumiemy, że nie musimy zjadać wszystkiego, co inni kładą nam na talerzu.







Komentarze